Twórca aplikacji, menadżer social media czy analityk Big Data to zawody, które jeszcze w 2006 roku nie istniały, a teraz jest na nie duże zapotrzebowanie. Nowych profesji będzie przybywało. W 2017 roku na World Economic Forum oszacowano, że 65% dzieci w wieku szkolnym będzie pracować w zawodach, które jeszcze nie powstały. Eksperci Personnel Service wskazują, że największe zapotrzebowanie będzie na kreatywne zawody, które trudniej zautomatyzować. To wyzwanie dla Polski, która musi szybciej dostosowywać się do zmian i zmodyfikować sposób kształcenia na promujący wolnomyślicielstwo i kreatywność.
– Rynek pracy zmienia się na naszych oczach od kilkunastu lat. Ludzie pracują w zawodach, o których 10 lat temu nikt nie słyszał. Podobnie będzie w kolejnej dekadzie. Powstaną stanowiska i specjalizacje, o których teraz możemy nawet nie mieć pojęcia. Jest jednak pewna uniwersalna wartość, w którą możemy wyposażyć nasze dzieci już teraz, żeby łatwiej adaptowały się do nowych warunków. Chodzi oczywiście o kreatywność. Na nią będą stawiały firmy, które proste zadania będą mogły zautomatyzować – mówi Krzysztof Inglot, Prezes Zarządu Personnel Service.
Jak zmienia się lista zawodów?
Postęp technologiczny na bieżąco weryfikuje aktualną listę zawodów dodając do niej nowe pozycje. Jeszcze w 2006 roku nie istniały lub dopiero raczkowały takie zawody jak twórca aplikacji, menadżer social media, kierowca Ubera, inżynier samochodów autonomicznych, specjalista could computing, analityk Big Data, menadżer zrównoważonego rozwoju, twórca treści na YouTube czy operator drona. Teraz takie oferty pracy nikogo nie dziwią. Co więcej, systematycznie ich przybywa. Natomiast w kolejnych latach, ze względu na coraz większą adaptację sztucznej inteligencji na rynku pracy pojawi się zapotrzebowanie m.in. na trenerów sztucznej inteligencji.
Kreatywność kontra automatyzacja pracy
Z raportu opublikowanego przez Uniwersytet Oksfordzki oraz Yale wynika, że już za 45 lat roboty wykonają większość zadań, które dziś wykonują ludzie. Są jednak pewne wyjątki. Istnieje tylko 2% szansy, że stanowiska takie jak dyrektor artystyczny, producent, reżyser, fotograf czy projektant mody zostaną zautomatyzowane. Jeszcze mniejsza szansa jest na to, że roboty wykonają zadania kuratora wystawy. Spokojnie mogą czuć się również marketingowcy, których praca w dużej mierze opiera się na kreatywnym myśleniu.
– Rosnące znaczenie kreatywności to wyzwanie dla każdej gospodarki, która chce wygrać w wyścigu o wysoką pozycję w zrobotyzowanej rzeczywistości. W Polsce musimy głównie postawić na zmiany w systemie szkolnictwa, który jest nastawiony głównie na przekazywanie wiedzy, a to w tym momencie zdecydowanie za mało. Nie jest to jednak tylko problem w naszym kraju – mówi Krzysztof Inglot.
Ken Robinson, pisarz, mówca i doradca, lider w dziedzinie rozwoju kreatywności, innowacyjności i zasobów ludzkich, w swoim wystąpieniu w ramach konferencji TED postawił tezę, że szkoła zabija kreatywność. Uzasadnił swoją opinię tym, że będąc dzieckiem próbujemy improwizacji i nie boimy się popełniać błędów. A kreatywność właśnie tego wymaga – bycia przygotowanym na pomyłkę. Bez tego nie można wymyślić nic oryginalnego. Natomiast szkoła jest tym miejscem, gdzie traci się swobodę popełniania błędów, bo są one na każdym kroku wytykane.
Wystąpienie Kena Robinsona:
***
Personnel Service to firma specjalizująca się w rekrutacji i zatrudnianiu pracowników z Ukrainy na potrzeby pracodawców w Polsce. Współpracuje z przedsiębiorstwami z wielu sektorów, w tym głównie automotive, RTV/AGD i przemysłu ciężkiego. Za pośrednictwem Personnel Service zatrudnienie w Polsce znalazło już 50 tys. obywateli Ukrainy. Tym samym Personnel Service znajduje się w pierwszej trójce przedsiębiorstw wyspecjalizowanych w rekrutacji obywateli zza wschodniej granicy Polski.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis