Stany Zjednoczone stały się centrum pandemii na świecie. Jedną z przyczyn, dlaczego koronawirus rozprzestrzenia się tam wyjątkowo szybko – zbierając przy tym śmiertelne żniwo – jest dość specyficzny system ochrony zdrowia. Znacząco różni się on od rozwiązań na całym świecie, zwłaszcza wobec krajów europejskich. W USA opieka zdrowotna stanowi właściwie prywatny biznes, a za ubezpieczenie płaci się bardzo dużo. Nawet bardzo tani pakiet, który nie zapewnia zdecydowanej większości usług, kosztuje ok. 1-2 tysiące dolarów. Przedstawicieli gorzej opłacanych zawodów często nie stać na jego wykupienie.
– W tej sytuacji w Stanach Zjednoczonych wiele osób odczuwających nawet objawy zakażenia koronawirusem nie ma szans na podjęcie leczenia. Wizyta u lekarza to koszt kilkuset dolarów – powiedział serwisowi eNewsroom Marcin Firej, dziennikarz i producent filmowy w USA. – W wielu przypadkach to zaporowa kwota na domowych budżetów. Często leczenie wymaga też pozostania w domu, ponieważ nikt nie pozwoli chorym iść do pracy. Chociaż zapewne większość z nich pracuje na pełny etat, najczęściej są to freelancerzy. Taka forma zatrudnienia nie chroni ich przed utratą wynagrodzenia, a nieobecność w pracy może pozbawić środków do życia. Często więc – nawet jeśli Amerykanie obserwują u siebie objawy choroby COVID-19 – nie decydują się na skorzystanie z pomocy służby zdrowia, a mało tego – nadal pracują. Sytuacja ta pokazuje niewydolność prywatnego systemu opieki zdrowotnej. Zmusza on obywateli do pracy nawet wtedy, gdy są chorzy – co ostatecznie skutkuje szybszym rozprzestrzenianiem się choroby. Przez to nie można zatrzymać epidemii – wyjaśnia Firlej.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis