W I połowie br. do CEIDG złożono 82,9 tys. wniosków dot. likwidacji jednoosobowych działalności gospodarczych. W analogicznym okresie ub.r. było ich dużo mniej, bo 70,3 tys. Natomiast w I półroczu 2019 r. zamknięto 84,1 tys. takich podmiotów. Od 2020 r. nastąpił więc wzrost o 18%, a w ciągu dwóch lat – spadek o 1,4%. Z kolei w zeszłym roku było o 16,5% mniej takich przypadków niż w 2019 r. W sumie w analizowanych półrocznych okresach zlikwidowano 237,2 tys. tego typu działalności.
W I półroczu br. do rejestru Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej wpłynęło 82,9 tys. wniosków dotyczących zakończenia jednoosobowych działalności gospodarczych (JDG). To o 18% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy było ich 70,3 tys. Łukasz Goszczyński, radca prawny i doradca restrukturyzacyjny, uważa, że te wyniki jednoznacznie wskazują na pogorszenie się sytuacji przedsiębiorców. Zdaniem eksperta, obostrzenia z ubiegłego i tego roku miały na to wpływ.
– Zwiększona liczba wniosków w tym roku wynika z zakończenia ograniczeń związanych z tarczami antykryzysowymi. Zaprzestanie działalności w ciągu roku od otrzymania środków pomocowych wiązało się z obowiązkiem zwrócenia ich w całości. Po tym okresie wielu przedsiębiorców mogło zdecydować o zamknięciu swoich firm – komentuje Adrian Parol, radca prawny i doradca restrukturyzacyjny.
Z kolei ekonomista Marek Zuber zauważa, że w ub.r. wielu samozatrudnionych wykonywało usługi dla dużych podmiotów, które korzystały z finansowej pomocy rządu. Gdy zabrakło tego wsparcia, znaczna część jednoosobowych firm straciła klientów. To mogły być np. pralnie w 95% obsługujące hotele lub restauracje. W pierwszych miesiącach pandemii przedsiębiorcy mogli też korzystać z własnych rezerw finansowych. Po wyczerpaniu wszystkich zapasów musieli podjąć decyzje o likwidacji swoich biznesów.
– Dane wcale nie wyglądają katastrofalnie. Potwierdzają raczej fakt, że udało się uchronić ogromną część firm przed wycofaniem się z rynku. Natomiast wiadomo było, że nie da się uratować wszystkich, którzy znaleźli się na skraju bankructwa, nie ze swojej winy, lecz z powodu rządowych decyzji dot. lockdownów – mówi prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce.
Natomiast Marek Zuber dodaje, że trzeba mieć na uwadze różnorodność firm i złożoność problemów, które je dotknęły. Z obserwacji eksperta wynika, że tego typu podmioty w praktyce zatrudniają nawet po kilkaset osób, oczywiście nie na umowę o pracę, lecz korzystając z innych dozwolonych w ich przypadku form współpracy. Dlatego skutki wzrostu likwidacji tego typu podmiotów mogą mieć większą skalę niż wynika to z ww. statystyk.
– W czasie pandemii, tak jak w każdym kryzysie, dokonują się duże przetasowania w biznesie. Pojawiają się impulsy do tego, żeby przenosić się do innych branż. Zatem 18% wzrost likwidacji jednoosobowych firm może oznaczać, że duża cześć przedsiębiorców po zamknięciu swoich przedsiębiorstw wprowadzi na rynek inne podmioty. Należy zebrać dane dot. rejestracji nowych przedsiębiorstw, aby rzetelnie ocenić sytuację – stwierdza prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
W I połowie 2019 roku sytuacja gospodarcza była lepsza niż w analogicznym okresie ubiegłego i tego roku. Jednak dwa lata temu odnotowano aż 84,1 tys. wniosków dotyczących zakończenia działalności, czyli więcej niż od stycznia do czerwca 2020 roku (70,3 tys.) i w I półroczu 2021 roku (82,9 tys.). W porównaniu z zeszłym rokiem nastąpił spadek o 16,5%, a w stosunku do br. – tylko o 1,4%. W trzech analizowanych okresach zamknięto łącznie blisko 237,3 tys. firm.
– Dwa lata temu nie mieliśmy jeszcze pandemii. Sytuacja na rynku pracy była bardzo dobra. Wyjątkowo niskie bezrobocie skłaniało pracodawców do oferowania pracownikom umów o pracę. Wówczas wiele osób mogło likwidować jednoosobowe działalności, aby przechodzić na ww. warunki zatrudnienia – wyjaśnia Marek Zuber.
W opinii Adriana Parola, fakt, że przed pandemią likwidowano mniej firm, może być zaskakujący, ale tylko na pozór. Powody takiej sytuacji są dość prozaiczne. Coraz więcej osób dochodzi do wniosku, iż nie opłaca się prowadzić działalności przy ciągłym wzroście kosztów i obciążeń fiskalnych. Dodatkowo po uwzględnieniu czasu poświęcanego na tworzenie biznesu, okazuje się, że bardziej dochodowa jest praca na etacie, zwłaszcza gdy mamy rynek pracownika. W szczególności dotyczy to dużych ośrodków miejskich.
– Rewolucyjnych zmian spodziewam się najwcześniej na koniec tego roku, bo rozwiązania przewidywane w ramach Nowego Ładu dotkną przede wszystkim samozatrudnionych. Przewiduję, że część z nich przekształci jednoosobowe firmy w spółki. Niektórzy zmienią formę opodatkowania na ryczałt – prognozuje Andrzej Głowacki, prezes zarządu DGA S.A.
Jak podkreśla prof. Mączyńska, rozwiązania proponowane w Nowym Ładzie są ukierunkowane przede wszystkim na to, żeby zmniejszyć stopień optymalizacji podatkowej, jaka występuje w przypadku JDG. W związku z tym wielu samozatrudnionych może się wyrejestrować. Z kolei według prof. Orłowskiego, jeśli rząd rzeczywiście przeprowadzi zmiany zmniejszające atrakcyjność jednoosobowej działalności gospodarczej, to tego typu firmy będą lawinowo likwidowane. Polacy zaczną szukać bardziej opłacalnych form biznesu, bez względu na sytuację gospodarczą.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis