– W rozmowach z firmami zauważamy pozytywne nastroje, ale obarczone są one bardzo dużą dozą niepewności. Krótkoterminowe prognozy produkcyjne wskazują delikatny optymizm, lecz planowanie średnio lub długoterminowe jest niezwykle trudne, a w przypadku niektórych branż wręcz niemożliwe. Duża dynamika na rynku była notowana już przed pandemią, jednak pozwalała ona opracowywać względnie stabilne prognozy w perspektywie trzymiesięcznej oraz prognozy długoterminowe, które co prawda były zmienne, ale w granicach możliwych do zarządzenia. To, z czym wiele firm boryka się obecnie, to przewidywalny horyzont czterech tygodni i duży znak zapytania w kolejnych miesiącach, zależny od rozwoju pandemii, kondycji łańcucha dostaw czy też powtarzających się wyzwań z dostępnością i transportem półproduktów, wytwarzanych często na innym kontynencie. Warto także zwrócić uwagę, że tak zwana sezonowość w tym roku jest całkowicie inna niż w latach poprzednich. Do tej pory pierwsza połowa roku najczęściej charakteryzowała się niższą dynamiką wzrostu zatrudnienia niż druga, jednak w drugim kwartale 2021 roku mamy do czynienia z bezprecedensowym poziomem zapotrzebowania na pracowników dla tej części roku, o czym świadczy wzrost prognozy netto zatrudnienia o siedem punktów procentowych w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego. Nie należy się jednak spodziewać, że ten trend będzie kontynuowany w kolejnych kwartałach. Co więcej, trudne do przewidzenia jest, czy druga połowa 2021 roku przyniesie jeszcze większą dynamikę, która odzwierciedlałaby standardową, roczną sezonowość. To obecnie jedno z największych zmartwień wielu przedsiębiorców w Polsce. Perspektywa precyzyjnych prognoz produkcyjnych skróciła się do czterech lub maksymalnie sześciu tygodni. Próba planowania poziomu produkcji i związanego z nią zatrudnienia jest aktualnie obarczona dużą dozą niepewności – tłumaczy Kamil Sadowniczyk.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis