Starzenie się polskiego społeczeństwa może w kolejnych latach hamować tempo rozwoju gospodarczego – wskazuje prezes Warsaw Enterprise Institute Tomasz Wróblewski. GUS szacuje, że w 2050 r. osoby w wieku 65+ będą już stanowić 40 proc. ogółu ludności. Eksperci podkreślają, że aby przeciwdziałać negatywnemu wpływowi demografii na rynek pracy i gospodarkę, należy m.in. ściągnąć do kraju Polaków przebywających na emigracji. W tej chwili za granicą jest ich 2,54 mln. Aby chcieli wrócić do kraju, potrzebne jest m.in. radykalne uproszczenie systemu podatkowego, podniesienie kwoty wolnej od podatku i zwiększenie liczby tanich mieszkań na wynajem.
– Negatywne trendy demograficzne już dziś mają przełożenie na gospodarkę. Widzimy nieustannie rosnące płace, co może się bardzo podobać tym obywatelom, którzy właśnie dostali podwyżkę. Jednak jeżeli zwrócimy uwagę na to, że jest ona bardzo szybko przejadana wyższymi cenami żywności, paliwa, energii, kosztami utrzymania mieszkania, to zobaczymy, że tak naprawdę jest ona iluzoryczna. W efekcie Polacy będą nadal wyjeżdżać za granicę, gdzie za tę samą pracę mogą dostać więcej pieniędzy. To z kolei oznacza, że mniej Polek będzie rodziło dzieci w Polsce, będą rodziły je w Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemczech – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Tomasz Wróblewski, prezes Warsaw Enterprise Institute.
Polskie społeczeństwo jest jednym z najszybciej starzejących się w Europie. Według prognoz GUS w 2020 roku liczba seniorów urośnie do ok. 9,6 mln osób, które będą stanowiły prawie 20 proc. całego społeczeństwa. Dekadę później liczba ta wzrośnie do 10 mln, a odsetek do ok. 30 proc. Natomiast w 2050 roku osób w wieku 65+ będzie już 13,7 mln, co będzie stanowić 40 proc. ogółu ludności.
Starzenie się społeczeństwa to jedno z największych wyzwań m.in. dla systemu służby zdrowia, finansów publicznych i polskiego rynku pracy, który już zmaga się z historycznie niskim bezrobociem. Na dodatek w Polsce od lat utrzymuje się depresja urodzeniowa, która nie zapewnia zastępowalności pokoleń. Niska dzietność i wydłużanie czasu życia będzie powodować coraz większe niedobory na rynku pracy. To zaś oznacza jeszcze bardziej negatywny wpływ na gospodarkę i zahamowanie tempa jej rozwoju.
– Nie ma w historii ani jednego państwa, które by się bogaciło w czasie, kiedy kurczyła się liczba mieszkańców. Nie ma ani jednego bogatego państwa, w którym liczba ludzi starszych przeważałaby nad młodymi. To są historyczne wskazania, o których warto pamiętać, kiedy mówimy o ambitnych planach szybkiego rozwoju Polski. Dopóki nie znajdziemy sposobu na zrównoważenie deficytu demograficznego w Polsce, musimy założyć, że rozwój gospodarczy, który w ciągu ostatnich lat był rzeczywiście imponujący, będzie hamował – podkreśla Tomasz Wróblewski.
Dodatkowym problemem jest skala emigracji. Według statystyk GUS na koniec 2017 roku liczba Polaków przebywających za granicą urosła do 2,54 mln osób. To nie dziwi zwłaszcza w kontekście danych z raportu grupy Euro-Tax.pl, z których wynika że w 2017 roku Polacy pracujący w krajach Unii Europejskiej zarabiali średnio 7 705 zł – najwięcej od momentu przystąpienia Polski do wspólnoty. To kwota o blisko 10 proc. wyższa niż jeszcze rok wcześniej. Z kolei w Polsce średnie wynagrodzenie w ubiegłym roku wyniosło 4 272 zł (wzrost o 5,5 proc.).
Eksperci zwracają uwagę na to, że przeważającą część emigrantów z Polski stanowią ludzie młodzi, znający języki obce. Dla Polski oznacza to, że przewaga konkurencyjna, jaką w ostatnich latach była dostępność, młodych, wykwalifikowanych pracowników, zaczyna się kurczyć.
– Stajemy się społeczeństwem starszym i rynkowi czy inwestorom nie będziemy mieli wkrótce do zaproponowania młodych ludzi, którzy mogą w każdej chwili podjąć pracę za stosunkowo niską płacę – mówi Tomasz Wróblewski.
Prezes WEI ocenia, że aby zachęcić Polaków do powrotu do kraju, potrzebny jest cały pakiet zmian legislacyjnych. Konieczne jest m.in. uproszczenie systemu podatkowego, podniesienie kwoty wolnej od podatku oraz urynkowienie prawa budowlanego i zmiana przepisów dotyczących lokatorów.
– W tej chwili koszty administracyjne stanowią około 17 proc. na mkw. To dużo powyżej poziomu państw Europy Zachodniej, nie mówiąc już o USA. Obniżenie tego progu, ułatwienie procedur administracyjnych, tak żeby można było szybciej stawiać albo sprzedawać domy i mieszkania, to kolejny krok. Podobnie zmiana prawa lokatorskiego. Opieka państwa nad właścicielem dawałaby możliwość większych inwestycji w mieszkania na wynajem. Te elementy mogłyby spowodować, że w krótkim czasie przybyłoby więcej tanich mieszkań, co jest jedną z ważniejszych kwestii dla Polaków mieszkających w mniejszych miejscowościach, którzy chcą zacząć karierę czy studia w Warszawie – mówi Tomasz Wróblewski.
Jak podkreśla, decyzja, przed jaką stają młodzi ludzie: przenieść się do Warszawy czy do Dublina albo Londynu, w dużej mierze zależy od relacji kosztów mieszkania do poziomu zarobków, a Polska jest pod tym względem w europejskim ogonie – mieszkania są nieproporcjonalnie drogie w stosunku do zarobków, zwłaszcza ludzi młodych, którzy dopiero rozpoczynają karierę zawodową.
– Inne elementy, które trzeba poprawić, to m.in. sytuacja z przedszkolami, żłobkami, zachęty rynkowe do tworzenia jak największej liczby domów opieki. Nie chodzi o to, żeby dawać darmowe leki wszystkim powyżej 75. roku życia, ale żeby stworzyć mechanizmy lepszej opieki nad osobami starszymi – cały system organizacji społecznych wspieranych przez państwo, które opiekowałyby się rodzicami. Często Polacy nie decydują się na kolejne dziecko, ponieważ na co dzień muszą się też zajmować swoimi rodzicami i nie mają już możliwości czasowych ani finansowych – wskazuje Tomasz Wróblewski.
Prezes Warsaw Enterprise Institute jako przykład wskazuje Irlandię, która w 2002 roku zmieniła swój system podatkowy, znacząco podniosła kwotę wolną od podatku (dzięki czemu znalazła się na trzecim miejscu Competitive Tax Index, który mierzy konkurencyjność systemu podatkowego – Polska jest w nim czwarta od końca) oraz poprawiła system podatków korporacyjnych, co ściągnęło do kraju inwestorów zagranicznych, a wraz z nimi – młode, wykształcone kadry. Dzięki temu od 2012 roku do kraju każdego roku wraca około 70–80 tys. Irlandczyków.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis