NBP opublikował najnowsze dane na temat cen transakcyjnych w IV kw. 2020 r. Expander zwraca uwagę, że pomimo pandemii nowe mieszkania zdrożały średnio o 7,5% r/r. Aż w 11 z 17 miast stawki osiągnęły rekordowe poziomy. Dla przykładu w Katowicach średnia cena wyniosła 7 246 zł za m2, czyli po raz pierwszy w historii przekroczyła poziom 7000 zł. Używane lokale również zdrożały, ale w nieco mniejszym stopniu (o 6,7%). Mimo tych wzrostów dostępność mieszkań się poprawiła, gdyż jeszcze szybciej rosły wynagrodzenia. Żeby kupić mieszkanie o powierzchni 50 m2 potrzeba bowiem 102 średnie pensje netto. Jeszcze w II kw. 2020 r. było to 110 pensji.
Nowe mieszkania zdrożały we wszystkich miastach
Gdy rozpoczęła się pandemia, pojawiły się opinie, że może ona wpłynąć na znaczący spadek cen mieszkań. Nowe lokale taniały jednak tylko w II kw. 2020 r., kiedy z powodu pandemii przez chwilę nie mogliśmy nawet wyjść na spacer do parku czy lasu. Najnowsze dane za IV kwartał 2020 r. pokazują, że ubiegły rok zakończył się wzrostem o 7,5% r/r. W niektórych miastach stawki rosły w dwucyfrowym tempie. Największe wzrosty w ubiegłym roku miały miejsce w Lublinie (15% r/r), Zielonej Górze (14%) i Kielcach (12%). Rekordowo wysokie stawki pojawiły się natomiast w Bydgoszczy, Gdańsku, Katowicach, Kielcach, Lublinie, Łodzi, Olsztynie, Poznaniu, Szczecinie, Warszawie i Zielonej Górze, a więc w 11 z 17 badanych miast. Nie było natomiast miasta, w którym ceny nowych mieszkań spadły. Najmniejszy wzrost miał miejsce w Gdyni (+1% r/r).
Używane mieszkania minimalne staniały tylko w Opolu
Na rynku wtórnym sytuacja wyglądała podobnie, choć skala wzrostów była nieco mniejsza. Indeks hedoniczny, który pokazuje jak zmieniły się ceny przy założeniu, że porównujemy podobne do siebie lokale, wzrósł średnio o 6,7%. Największe wzrosty tego indeksu miały miejsce w Poznaniu (+12% r/r), Katowicach (+11%) i Lublinie (+10%). Nieco taniej było jedynie w Opolu, gdzie stawki spadły o -0,5% r/r.
Dlaczego ceny mieszkań rosną
Przed kryzysem na rynku nieruchomości i spadkami cen uchroniły nas dwa elementy – rekordowo niskie stopy procentowe i dość dobra sytuacja na rynku pracy. Obniżki stóp wprowadzone przez NBP sprawiły, że znacząco spadło oprocentowanie zarówno spłacanych już kredytów hipotecznych, jak i tych dopiero udzielanych. Jednocześnie oprocentowanie lokat bankowych spadło do zaledwie 0,5%. Zachęcało to do wypłacania pieniędzy z banków i inwestowania m. in. w nieruchomości.
Ważne jest również to, że w czasie pandemii udało się utrzymać bezrobocie na dość niskim poziomie. Według Eurostatu w grudniu 2020 r. wyniosło 3,3% i było drugim najniższym w UE. Oczywiście wiele branż mocno ucierpiało z powodu pandemicznych ograniczeń. Nie pojawiły się jednak masowe problemy ze spłatą kredytów hipotecznych czy konieczność wymuszonej sprzedaży mieszkań.
Mimo wzrostów cen dostępność mieszkań wraca do normy
Dość dobra sytuacja na rynku pracy sprawiła, że w 2020 r. wynagrodzenia wzrosły nawet mocniej niż ceny mieszkań. Dzięki temu ponownie poprawiła się dostępność mieszkań. W IV kwartale, w przypadku siedmiu największych miast, do zakupu mieszkania o powierzchni 50 m2 na rynku wtórnym potrzeba było 102 średnich pensji netto. Jeszcze w II kw. 2020 r. było to 110 pensji. Dla porównania w czasie boomu w 2007 r. było to aż 180 pensji, a od początku 2013 r. jest to średnio ok. 100 pensji. Po okresie nieco gorszej dostępności mieszkań wróciliśmy więc mniej więcej do normalności.
Jarosław Sadowski
Główny analityk Expander Advisors
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis