Taryfy to najważniejsza rzecz

foto: flickr

Oczywiście, że miło czyta się komunikat FED-u, z którego znika sformułowanie o „niepewnościach” dla perspektyw amerykańskiej gospodarki. Dla tamtejszego rynku akcji kombinacja stabilizacji stóp procentowych z jednoczesnym dostarczaniem płynności (quasi QE4) i bardziej „pozytywna” retoryka ze strony decydentów, to w pewnym sensie woda na młyn dalszej hossy. O ile nie mechanizm nie zacznie szwankować przez pewne nieodpowiedzialne działania polityków.

Jest jasne, że w tym tygodniu chińskie cła to temat numer jeden. Do wejścia wyższych taryf w życie pozostały zaledwie trzy dni i przyznam się, że nie za bardzo rozumiem skąd ten optymizm na rynkach. Cisza informacyjna zwiastuje raczej to, że eskalacja konfliktu handlowego USA-Chiny po 15 grudnia może stać się faktem.
Ciekawe doniesienia przynoszą dzisiaj depesze Reutersa, oraz South China Morning Post. Pierwsza sugeruje, że dzisiaj Trump ma spotkać się ze swoim sztabem decyzyjnym w skład którego wchodzą: Sekretarz Skarbu Steve Mnuchin, szef USTR Robert Lighthizer, szef doradców gospodarczych Larry Kudlow, oraz kluczowa osoba w temacie postępowania z Chinami, Peter Navarro. To właśnie on w ostatnich dniach był tym, kto otwarcie mówił o tym, że należy bardziej docisnąć Chiny, podkreślając brak większego, negatywnego wpływu ostatnich działań na gospodarkę, oraz rynek akcji. Według źródeł mocnym oponentem takiego rozwiązania ma być Steven Mnuchin, ale i też Larry Kudlow, którzy obawiają się jednak negatywnej reakcji rynków finansowych. Konkretnego stanowiska nie ma w tym układzie Lighthizer, ale i tak ostatecznie decyzję podejmie Donald Trump. I myślę, że biorąc pod uwagę rozdźwięki wśród swoich doradców, przyjmie własny, biznesowy tok rozumowania – po kilkunastu miesiącach wojny handlowej to Chiny są bardziej stratne, niż USA, a w negocjacjach kluczowa jest konsekwencja…
W temacie ceł 15 grudnia zaczyna być widoczna asymetria w podejściu do ryzyka. Skoro pojawia się sporo głosów, że Trump odroczy ich wprowadzenie o kilka tygodni, gdyż przecież jest na ostatniej prostej do zawarcia „pierwszej fazy” porozumienia handlowego, to kiedy taka informacja się pojawi to w pewnym sensie będzie już zdyskontowana i reakcja będzie umiarkowana. Rynek zdaje się być natomiast nieprzygotowany na pojawienie się scenariusza negatywnego, który może przynieść spore wahania w poniedziałek. Dla rynku walutowego eskalacja wojny handlowej to przecena tzw. walut ryzykownych, przy podbiciu bezpiecznych przystani JPY i CHF. A dolar? On też zyska, bo to może nasilić obawy do powrotu dyskusji nt. cięcia stóp procentowych w bardziej wrażliwych na globalną koniunkturę gospodarkach.
Na koniec jeszcze wspomniany artykuł w South China Morning Post. Po jego lekturze odnoszę wrażenie, że Pekin jest już przygotowany na uderzenie Trumpa. Dlaczego? Według rzecznika chińskiego ministerstwa handlu (Gao Feng) tylko dwa zespoły pozostają w ścisłym kontakcie ze stroną amerykańską, chociaż przed niedzielą spodziewana jest rozmowa telefoniczna z USA. Ale czy tak wyglądają te intensywne rozmowy w sprawie dopięcia „pierwszej fazy” umowy? Jednocześnie pojawiają się informacje, że Chiny są gotowe na wdrożenie ceł na amerykański import w wysokości 5 i 10 proc. w ramach odwetu. Jednocześnie można spodziewać się uruchomienia kolejnych działań stymulacyjnych w gospodarce, które miały by pełnić rolę tzw. poduszki amortyzacyjnej. W Pekinie odbywa się coroczna „narada gospodarcza” z udziałem prezydenta Xi Jinping’a, premiera Li Keqiang’a, oraz wicepremiera Liu He, gdzie mają zostać nakreślone cele na 2020 r.

Sporządził:

Marek Rogalski – główny analityk walutowy DM BOŚ

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.