Obawy związane z przebiegiem pandemii COVID w Chinach (odnotowano pierwsze zgony) przekładają się na podbicie globalnej awersji do ryzyka. W takiej sytuacji szanse na odejście od polityki zero-COVID w najbliższych tygodniach są praktycznie zerowe, a chińska gospodarka może doświadczyć poważniejszego spowolnienia, co dla sytuacji w Azji może oznaczać recesję. To rzutuje też na ujęcie globalne, chociaż tu akurat można by znaleźć pozytywne informacje dla perspektyw inflacyjnych. Zresztą ostatnie dane CPI i PPI z USA, a także dzisiejsze PPI z Niemiec (pierwszy miesięczny spadek od ponad 2 lat) zdają się pokazywać, że presja cenowa zaczyna maleć. Ale czy to sprawi, że decydenci w bankach centralnych odpuszczą sobie w kwestii agresywnej polityki monetarnej? Ostatnie sygnały zapowiadały zmniejszenie skali posunięć na posiedzenie, ale nie perspektywę rychłego wyhamowania cyklu podwyżek, z czego rynki by się teraz najbardziej ucieszyły. Chociaż w samym FED widać już dwugłos – o ile w zeszłym tygodniu mieliśmy wypowiedzi takie jak chociażby „jastrzębia” opinia Jamesa Bullarda o docelowym poziomie stóp nawet na 7,0 proc., o tyle dzisiaj agencje cytują słowa Raphaela Bostica, którego zdaniem wzrost stóp o 75-100 punktów baz. z obecnych poziomów mógłby wystarczyć do opanowania inflacji (to implikowałoby „sufit” na poziomie 4,50-4,75 proc.). Wydaje się jednak, że opinie „gołębi” nie będą teraz jeszcze tak słyszalne w FED i rynki rzeczywiście mogą bać się tego, że banki centralne świadomie będą chciały wywołać „kontrolowaną recesję”, aby mieć pewność, że inflacja została zduszona.
Ten tydzień będzie krótszy ze względu na czwartkowe Święto Dziękczynienia w USA i trzeba mieć świadomość, że wszystko „rozegra się” w pierwszej połowie tygodnia. W kalendarzu uwagę przyciągną zapiski z ostatniego posiedzenia FED, które poznamy w środę wieczorem. Pytanie, czy rynki zdążą jeszcze na nie zareagować. Poza tym w kalendarzu mamy też decyzję RBNZ w stóp procentowych (w środę w nocy), oraz wstępne szacunki indeksów PMI dla Europy i USA (też w środę), a także zapiski z posiedzenia ECB i decyzję szwedzkiego Riksbanku (czwartek).
Dzisiaj najgorzej wobec dolara, który zyskuje na szerokim rynku wypadają waluty rynków wschodzących, co nie zaskakuje biorąc pod uwagę tryb risk-off. Niemniej w G-10 słabo wypada euro. To z jednej strony może być wynik inflacji PPI w Niemczech (ECB może być mniej agresywny), ale i też doniesienia z Ukrainy (trudna sytuacja po rosyjskich atakach rakietowych i rosnące obawy, co do sytuacji w elektrowni atomowej w Zaporożu). Traci też jen (sytuacja w Azji w kontekście „gołębiej” polityki BOJ), a dalej mamy funta i waluty Antypodów. Brytyjska prasa pisze o tarciach w Partii Konserwatywnej (premier Rishi Sunak chciałby większego zbliżenia w relacjach z UE), a z kolei w przypadku dolara nowozelandzkiego rynek może się zastanawiać, na ile oczekiwania, co do ruchu o 75 punktów baz. w przypadku RBNZ (decyzja już w środę) nie są nadmierne.
EURUSD – potwierdzenie dla scenariusza korekty
Piątkowa świeca na EURUSD zamknęła się poniżej strefy 1,0350-60, co uruchomiło impuls do głębszej korekty. Dzisiaj rano spadliśmy już poniżej dołka, jaki miał miejsce w zeszłym tygodniu przy 1,0280. Na dziennym wykresie można próbować rysować kanał spadkowy, który gdyby miał się sprawdzić, to sprowadziłby notowania EURUSD na powrót w okolice parytetu. Wspólnej walucie mogą zaszkodzić mniej „jastrzębie” perspektywy dla polityki EBC (mogą to pokazać też czwartkowe zapiski), napięcie geopolityczne wokół Ukrainy (kryzys humanitarny), czy też wreszcie globalne obawy dotyczące recesji i związany z tym risk-off, który faworyzuje wtedy dolara.
Sporządził: Marek Rogalski – główny analityk walutowy DM BOŚ
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis