Obawy pracowników sieci urzeczywistniły się. Zanim została ograniczona niedzielna sprzedaż, ponad 38% kasjerów przewidywało, że będzie musiało pracować w soboty do północy i w poniedziałki od bardzo wczesnych godzin. Teraz dwa razy więcej badanych zauważa taką konieczność, patrząc z perspektywy wejścia w życie ustawy. Deklaruje to 69% respondentów będących rodzicami i 67% osób bezdzietnych. Trzeba też przypomnieć, że na początku roku 43% wolało otrzymać dwa i pół razy wyższą stawkę godzinową we wszystkie niedziele, niż przymusowy wolny dzień. Natomiast po kilku miesiącach przybyło 8% zwolenników tej opcji. W małych i średnich miastach stali się bardziej widoczni, niż w dużych ośrodkach miejskich.
Gorsze godziny
Z poprzedniego badania platformy TakeTask wynika, że w lutym br. 21% respondentów nie umiało przewidzieć, czy będzie musiało pracować w niedogodnym dla siebie czasie. Po wejściu w życie ustawy odsetek osób niezdecydowanych spadł do 4%. Nawet ci, którzy nie wierzyli w zły scenariusz, w większości zmienili zdanie. Niektórzy mogą jeszcze się łudzić, że sytuacja jest jedynie przejściowa. Ale przy niedoborze pracowników w sektorze handlu „odrabianie” wolnych niedziel raczej szybko się nie skończy.
– Kasjerzy już nie muszą się niczego domyślać. Dlatego wśród nich tak mocno spadło niezdecydowanie. Oczywiście organizacja pracy w dużej mierze nadal zależy od formatu sklepu, w jakim są zatrudnieni. W małej placówce wolna niedziela jest stosunkowo niewielkim problemem z punktu widzenia poniedziałkowego otwarcia. Ale w hipermarketach pracownicy muszą zdążyć uzupełnić półki sporą ilością towaru wykupionego w sobotę – wyjaśnia Sebastian Starzyński, prezes zarządu platformy TakeTask.
Osoby mające dzieci najbardziej ze wszystkich grup obawiały się pracy do północy w soboty i od bardzo wczesnych godzin porannych w poniedziałki. Przed wprowadzeniem zakazu handlu 41% spodziewało się takiej sytuacji. A teraz o 28% więcej rodziców ją potwierdza. Niemniej wielu kasjerów jest zaskoczonych. I dlatego o 18% spadł odsetek respondentów, którzy wcześniej odrzucali taką możliwość.
– Rodzice często zgadzają się na niedogodne godziny pracy, bo zwyczajnie chcą zarobić wystarczającą ilość pieniędzy dla siebie i dzieci. Trzeba podkreślić, że niedostatek bardzo niekorzystnie wpływa na relacje rodzinne. I nawet wspólnie spędzone niedziele nie są w stanie go zrekompensować. Niektórzy mogą być rozczarowani zmianami, bo nie tego się spodziewali – zauważa prof. Janusz Hryniewicz z Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych.
Wśród bezdzietnych respondentów o 34% wzrósł odsetek osób potwierdzających konieczność pracy w niedogodnych godzinach w porównaniu do tych, którzy wcześniej wyrażali takie obawy. Z kolei 27% niezdecydowanych kasjerów całkowicie zniknęło. Zdaniem Sebastiana Starzyńskiego, zapewne ci ludzie mieli nadzieję, że przykry obowiązek ich ominie. I nawet jeśli tak się stało, to mogą słyszeć od znajomych, że np. zostawanie w sklepie w sobotni wieczór do północy jest powszechną praktyką.
– Badanie platformy TakeTask wykazało również, że przed wejściem w życie ustawy w dużych miastach 40% badanych przewidywało konieczność pracy w soboty do późnych godzin lub bardzo wcześnie w poniedziałki. Obecnie o 20% więcej kasjerów potwierdza taką sytuację. Należy dodać, że udział osób niezdecydowanych spadł właśnie o 20%. Może to oznaczać, że wcześniej część ankietowanych odpowiadała bezrefleksyjnie. A gdy zmiany stały się faktem, straty zaczęły być odczuwalne – analizuje prof. Hryniewicz.
Co ciekawe, w małych i średnich miastach aż o 37% więcej respondentów doświadcza ww. sytuacji, niż spodziewało się jej. Teraz 72% potwierdza konieczność pracy w gorszych godzinach. Warto dodać, że wcześniej 34% uważało, że taka sytuacja jest zdecydowanie niemożliwa, a obecnie już tylko 8% wyraża taką pewność.
– Mieszkańcy mniejszych ośrodków, którzy zmienili zdanie, zapewne wcześniej uwierzyli w narrację głoszoną przez rząd. A później zderzyli się z brutalną rzeczywistością. Teraz raczej nie skierują pretensji do PIS-u, tylko będą zgłaszali swoje roszczenia przełożonym. Mimo tak dużej rozbieżności oczekiwań i obecnych deklaracji, jednocześnie o 10% wzrósł odsetek zadowolonych ze zmiany w małych i średnich miastach. Takie podejście nazywa się post racjonalizacją. Najpierw ludzie budują sobie przekonanie o słuszności danej decyzji, a gdy jednak pojawiają się utrudnienia, trudno im się przyznać przed sobą, że źle ocenili sytuację. I idą w zaparte, chociaż pewne rzeczy im przeszkadzają – tłumaczy prezes Starzyński.
Lepsze pieniądze
W ciągu kilku miesięcy o 8% wzrósł odsetek kasjerek i kasjerów, którzy zamiast przymusowego odpoczynku woleliby pracować za dwa i pół razy wyższą stawkę godzinową we wszystkie niedziele. Jednocześnie przybyło o 4% przeciwników takiej opcji. Tym samym krąg niezdecydowanych w tej kwestii zmniejszył się o 12%.
– Z drugiej edycji badania wynika, że nieco ponad połowa respondentów wolałaby mieć teraz wyższą stawkę godzinową, niż wolne niedziele. Oczekiwane korzyści z ograniczenia handlu nie okazały się zatem znaczące. Oczywiście spotkania z najbliższymi są ważne, ale zadowolenie z życia rodzinnego nie wzrosło aż tak bardzo. A dodatkowe pieniądze są ludziom potrzebne, zwłaszcza jeżeli nie mają wysokich dochodów – komentuje prof. Janusz Hryniewicz.
W gronie rodziców nieznacznie zwiększyło się poparcie dla tego rozwiązania – z ponad 38% do 41%. Może to oznaczać, że benefity, wynikające z ograniczenia handlu, nie do końca spełniły oczekiwania kasjerów mających dzieci. O niecałe 7% zmniejszył się udział osób niezdecydowanych. Z kolei odsetek przeciwników wzrósł tylko o 4%.
– Wśród osób bezdzietnych o 17% przybyło zwolenników wyższej stawki godzinowej we wszystkie niedziele. Mocne poparcie dla tego pomysłu i spadek niezdecydowania na poziomie 19% nie dziwią mnie. Ta grupa doświadcza mniej korzyści z powodu ograniczenia handlu, niż ludzie wychowujący dzieci. I tym chętniej zamieniłaby obowiązkowy wolny dzień na dodatkowe pieniądze – zaznacza Sebastian Starzyński.
W ciągu kilku miesięcy w dużych miastach poparcie dla wyższego wynagrodzenia za niedzielną pracę wzrosło tylko o 4%. O 11% zwiększył się odsetek przeciwników, chociaż wciąż jest ich mniej. Natomiast o 15% zmniejszył się udział osób, które nie mają wyrobionej opinii na temat alternatywy dla wolnych niedziel.
– Mamy do czynienia z ideową polaryzacją społeczeństwa. Jedni koncentrują się na konsumpcji czy wartościach hedonistycznych. A dla innych liczy się zachowanie katolickiej tradycji. W przypadku tych drugich nawet jeśli brakuje pieniędzy, to ważniejsze jest spędzenie niedzieli w sposób zgodny z wyznawaną religią. Obie te grupy rosną, podczas gdy maleje liczba ludzi niezdecydowanych ¬– stwierdza ekspert z Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych.
Z kolei w małych i średnich miastach opcja wyższej stawki godzinowej wydaje się bardziej atrakcyjna. Przybyło osób, które wolałby więcej zarabiać, niż odpoczywać w niedziele. Nastąpił wzrost na poziomie 14%. Zmniejszył się udział niezdecydowanych respondentów, którzy praktycznie w całości zasili grono zwolenników.
– Dodatkowo mieszkańcy mniejszych ośrodków miejskich wyrażają mniej radykalny sprzeciw wobec takiego pomysłu. Poprzednio zdecydowaną niechęć deklarowało 29%, a ostatnio – zaledwie 10%. Uważam, że z czasem propozycja OPZZ może zdobywać coraz silniejsze poparcie. Warto przekonać się o tym i powtórzyć badanie np. za kilka miesięcy – podsumowuje Sebastian Starzyński.
Pierwsze badanie opinii kasjerów odbyło się w lutym br. Wtedy analizą objęto 118 pracowników. 59,3% z nich to rodzice, a 40,7% – osoby bezdzietne. Po raz drugi przeprowadzono ankiety w dniach 23-24 czerwca br. Tym razem odpowiedzi udzieliło 134 kasjerów. 61,9% ma dzieci, a 38,1% – nie.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis