Polska będzie w tym roku drugą po Irlandii najszybciej rozwijającą się gospodarką wśród 34 krajów badanych przez OECD. Niestety, wkrótce nasza pozycja zacznie drastycznie spadać i w latach 2030-2060 wzrost gospodarczy nad Wisłą będzie najwolniejszy wśród wszystkich państw OECD – pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.
5,2 proc. – o tyle ma urosnąć polski PKB w tym roku. Prognozy Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wydają się realistyczne, biorąc pod uwagę kondycję rodzimej gospodarki w trzech minionych kwartałach. Inne dane także wyglądają zachęcająco. Bezrobocie ma spaść do poziomu 3,2 proc. pod koniec przyszłego roku. Tylko minimalnie cel Narodowego Banku Polskiego ma przekroczyć inflacja i wynieść 2,7 proc. w 2019 r.
Polska gospodarka jest względnie zbilansowana zewnętrznie. Deficyt na rachunku obrotów bieżących będzie oscylował w okolicach 1 proc. do 2020 r., a dług do PKB według metodologii unijnej zmniejszy się do 46,2 proc., czyli aż o 3 pkt proc. Dlaczego zatem z pozycji wicelidera wzrostu (po Irlandii) zostaniemy zepchnięci poniżej poziomu największych maruderów gospodarczych, włączając w to Włochy czy Grecję?
Perspektywa jak z koszmaru
OECD przygotowuje nie tylko krótkoterminowe prognozy, ale przedstawia także wieloletnie szacunki wzrostu gospodarczego, ostatnia pochodzi z lipca 2018 r. Według raportu „The Long View: Scenarios for the World Economy to 2060” potencjalny średnioroczny wzrost PKB na mieszkańca w latach 2030-2060 ma wynieść w Polsce jedynie 1,3 proc. To najsłabszy wynik nie tylko w UE, ale także w całym OECD. Jest to także drugi, poza Rosją – 1,2 proc. – najgorszy rezultat wśród wszystkich 46 badanych krajów.
Bardzo niski wzrost przez trzy dekady oznacza, że możemy zapomnieć o dogonieniu jakiejkolwiek rozwiniętej gospodarki. Nasz relatywny poziom zamożności mierzony PKB wyrażonym w sile nabywczej w relacji do USA praktycznie utrzyma się na podobnym poziomie, co obecnie (wzrost z 50 do 54 proc. w 2060 r.).
W klasyfikacji PKB na mieszkańca w relacji do poziomu w Stanach Zjednoczonych wyprzedzą nas wszystkie kraje regionu: Węgry – 60 proc., Słowenia – 62 proc. Słowacja – 79 proc. oraz Czechy – 77 proc. Po piętach deptać nam natomiast będą Chiny – 51 proc. oraz Indie – 44 proc.
Rynek pracy największym zagrożeniem
Badania OECD wskazują, że największym problemem Polski będzie rynek pracy. Poziom zatrudnienia ma spadać o 0,2 proc. każdego roku w latach 2030-2060 (najwięcej ze wszystkich państw). Przede wszystkim jest to efekt demografii, czyli starzejącego się społeczeństwa. Problemy demograficzne obejmują jednak także inne kraje.
Uwypuklenie tego czynnika w Polsce może wynikać ze zmian wprowadzonych w ostatnich latach. Szacunki MFW z 2017 r. pokazują, że populacja w wieku produkcyjnym, w związku z wprowadzeniem niższego wieku emerytalnego zmniejszy się aż o 10 pkt proc. do 2050 r. w porównaniu do scenariusza stopniowego wzrostu wieku emerytalnego. Negatywnie na podaż siły roboczej od 2030 r. zacznie także wpływać podniesienie wieku rozpoczęcia obowiązku szkolnego.
OECD z kolei zwraca uwagę, że dzietności lepiej sprzyja zastępowanie świadczeń pieniężnych świadczeniami rzeczowymi dla rodzin (np. darmowe przedszkole, żłobek), a jednocześnie pozwala to na łatwiejszy powrót kobiet do pracy i redukuje ryzyko erozji ich umiejętności. Czy jednak oznacza, że OECD i MFW sugerują, aby Polacy pracowali prawie od urodzenia aż do śmierci? Oczywiście nie.
W przypadku problemów demograficznych ważny jest kompromis, który dobrze przedstawia np. rozwiązanie wprowadzone w Portugalii. Wiek emerytalny jest podnoszony w tym kraju o dwie trzecie wzrostu oczekiwanej długości życia. Dzięki temu dłuższe życie oznacza nie tylko dłuższą pracę, ale także dłuższy okres odpoczynku na emeryturze.
W prezentacji z 18 marca 2018 r. OECD zwracał uwagę, że wydatki na zdrowie w Polsce są drugimi najmniejszymi wśród badanych krajów, co także redukuje chęć pozostawania starszych roczników na rynku pracy i zmniejsza ogólną jakość życia. W naszym kraju nie jest również promowane zatrudnienie na część etatu oraz praca podczas edukacji.
Szereg problemów strukturalnych
Potencjalny wzrost gospodarczy to nie tylko ilość pracowników, ale także ich produktywność. To zależy od jakości kształcenia (również nieformalnego), wydatków na badania i rozwój, systemu podatkowego, ram instytucjonalnych czy poziomu liberalizacji rynku (np. usług publicznych).
Zwiększenie wydatków na badania i rozwój do poziomu liderów (Korea, Izrael) pozwoliłoby na podniesienie polskiego PKB w horyzoncie projekcji (do 2060 r.) o ponad 10 proc. Wprowadzenie reform rynku pracy także pozwoliłoby podnieść PKB o kolejne 10 proc., a emerytalnych o 8 proc. Wyższy potencjalny wzrost to także lepsze wykorzystanie inwestycji publicznych, walka z korupcją czy większa odpowiedzialność decydentów.
W tej prognozie tkwi przestroga
Czy prognozy sugerujące spadek potencjalnego wzrostu PKB na mieszkańca Polski do 1,3 proc. w ogóle się zrealizują?
Wbrew pozorom, jak sugerują autorzy analizy OECD, długoterminowe trendy przewiduje się łatwiej niż zmiany następujące z roku na rok. Dziś dobra koniunktura zewnętrza, niespodziewany napływ imigrantów ze wschodu czy uszczelnienie systemu podatkowego dają krótkoterminowe wytchnienie i oddalają konieczność przeprowadzenia w Polsce bolesnych i czasochłonnych reform, np. emerytalnych czy rynku pracy.
W dłuższym terminie słabości naszej gospodarki trudno będzie „łatać” doraźnymi działaniami, a koszty spóźnionych zmian znacznie wzrosną. Być może scenariusz w modelu OECD jest zbyt pesymistyczny, ale na świecie nie brakuje krajów, które zmarnowały swoje szanse, a zachłystując się kruchym dobrobytem, zamieniły koszulkę lidera na pozycję outsidera.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis