W samym tylko maju Polacy zaoszczędzili prawie 3 miliardy złotych – o tyle więcej deponowaliśmy w bankach. Rezygnujemy jednak z lokat i aby nie mrozić kapitału trzymamy oszczędności na rachunkach zwykłych i oszczędnościowych. Powodem może być też nadzieja na znalezienie zyskownej alternatywy dla bankowej lokaty, której Polacy szukają dziś w wielu miejscach.
Ponad 860 miliardów złotych – tyle pieniędzy na depozytach złotowych i walutowych trzymali w maju Polacy w bankach. To o prawie 3 miliardy więcej niż w kwietniu i aż 71 miliardów więcej niż w analogicznym okresie przed rokiem.
Rezygnujemy z lokat
Wbrew pozorom nie jest jednak tak, że Polacy tylko grzecznie zanoszą do banków swoje nowe oszczędności. Dochodzi tu bowiem do potężnych przetasowań. I tak na przykład od samego początku epidemii Polacy tłumnie ruszyli do bankomatów. W efekcie przez 2 miesiące wypłacili z banków ponad 50 miliardów złotych – lekko licząc 3 razy więcej niż wypłaciliby w tym czasie w normalnych okolicznościach.
Tym bardziej zaskakuje więc, że pomimo tak potężnego odpływu gotówki z banków, rośnie saldo rachunków Polaków. To znaczy, że mimo wszystko na konta trafiło jeszcze więcej pieniędzy niż z nich wycofaliśmy. Podczas gdy w lutym 2020 roku na bankowych depozytach Polacy trzymali 837 miliardów złotych, to teraz jest to wcześniej wspomniana kwota 860 miliardów.
To nie koniec rewolucji na bankowych depozytach Polaków. Od początku epidemii widać bowiem szybki spadek kwot trzymanych na lokatach. Ich kosztem rosie za to saldo rachunków (zwykłych jak i oszczędnościowych). To sugeruje w sumie kilka rzeczy. Po pierwsze więcej oszczędzamy tworząc poduszki finansowe. Do tego nie chcemy mrozić kapitału na słabo oprocentowanych lokatach i wolimy je mieć łatwiej dostępne (na rachunku).
Szukamy alternatywy dla kapitału
Choć napływ kapitału do banków był w maju wciąż spory, to ewidentnie spowolnił względem sytuacji z kwietnia. Może to sugerować, że nagła zmiana naszych zachowań wywołana przez atak wirusa okaże się krótkotrwała lub przynajmniej złagodnieje. I choć wciąż skłonność do oszczędzania była w maju spora, to bez wątpienia po odmrożeniu gospodarki Polacy znowu ruszyli na zakupy, co widać chociażby po odczytach sprzedaży detalicznej. Przypomnijmy, że GUS zaraportował, że w maju sprzedaż detaliczna wzrosła względem kwietnia o 14,9%, choć wciąż w porównaniu z analogicznym okresem przed rokiem była niższa o 7,7%.
Bardzo prawdopodobne jest ponadto, że gwałtowny spadek oprocentowania lokat powoduje, że osoby posiadające większy kapitał, szukają alternatywy dla swoich pieniędzy – rozwiązania bardziej intratnego, które pozwoli np. uchronić kapitał przed utratą siły nabywczej.
Zysków szukamy wszędzie
I tak na przykład w przypadku funduszy inwestycyjnych po gwałtownym odpływie środków (23 mld zł w marcu i kwietniu) w maju znowu mamy do czynienia z napływem pieniędzy do tych instytucji w kwocie 1,6 mld złotych. Co ciekawe nie było konkretnego kierunku tych dopływów. W efekcie pieniądze powędrowały zarówno do funduszy akcyjnych, dłużnych, mieszanych i surowcowych. Najnowszy raport NBP może być jednak dla części inwestorów sugestią, że przy wyborze funduszu warto zwracać uwagę nie tylko na historyczne wyniki czy wysokość opłat, ale też płynność danego rozwiązania. Bank centralny zwrócił bowiem uwagę na niskie bufory płynnościowe TFI. Co więcej, NBP rekomenduje zachowanie wypracowanych zysków z lat ubiegłych, aby umocnić pozycję kapitałową tych instytucji.
Pomimo ostatniego cięcia oprocentowania, w czerwcu znowu więcej chętnych zgłosiło się też po detaliczne obligacje skarbowe. Z danych zebranych przez HRE Investments wynika, że póki co chętnych na te papiery jest w czerwcu o 1/3 więcej niż w maju. Pomimo tego, że większość obligacji detalicznych nie ochroni oszczędności przez inflacją, to ich sprzedaż w czerwcu znowu może przekroczyć miliard złotych.
Wstępne informacje potwierdzają też znowu rosnący popyt na mieszkania uznawane przez wiele osób za bezpieczną przystań dla kapitału. Inwestorzy widzą w nich nie tylko potencjał do generowania zysów z wynajmu. Nieruchomości mają bowiem też udowodnioną skłonność do wzrostu wartości przekraczającego inflację. Warunkiem do tego, aby mieszkanie kupione w celach inwestycyjnych pozwoliło realnie zarobić jest co najmniej kilkuletni horyzont inwestycyjny – tak sugerują przynajmniej historyczne dane. I choć ryzyko inwestowania w nieruchomości jest wyższe niż w przypadku zakładania lokat bankowych, to i potencjał do generowania zysków jest co najmniej kilkukrotnie jeśli nie kilkunastokrotnie wyższy niż to czym kuszą dziś banki na przeciętnej lokacie.
Bartosz Turek, analityk HRE Investments
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis