Początek marca to zwykle okres zjazdu chińskiej partii, wyznaczającej cele na kolejny rok. Ponieważ Chiny to druga największa gospodarka świata, spotkania te żywo interesują inwestorów. Pekin obiecuje wsparcie gospodarki, ale czy to wystarczy?
W ubiegłym roku wzrost PKB w Chinach spowolnił do 6,6%. Dla większości gospodarek to monstrualne tempo, jednak w Państwie Środka było ono najniższe od 30 lat. Co więcej nawet władze przyznają, że tak szybkiego wzrostu jak dotychczas nie da się utrzymać i na ten rok celują w 6-6,5%. Tajemnicą poliszynela jest też to, że raportowany w Chinach wzrost nie musi oddawać rzeczywistości i w praktyce od kilku lat koniunktura jest prawdopodobnie gorsza niż oficjalnie przyznają władze. Dlatego Pekin chce działać. Na rozpoczętym zjeździe zapowiedziano szereg działań, które mają wesprzeć wzrost – obniżki stawek VAT dla przemysłu i transportu, wsparcie akcji kredytowej dla małych firm i zwiększenie limitu emisji obligacji dla samorządów. To wszystko wygląda ładnie jednak deficyt ma wzrosnąć tylko z 2,6 do 2,8% PKB. To oczywiście sporo jak na 6% wzrost gospodarczy (od razu nasuwają się pytania: co się stanie jeśli nagle wyhamowałby on, powiedzmy do 3%), jednak niewielki wzrost deficytu przy nieco niższym tempie wzrostu oznacza w praktyce, że skala ekspansji fiskalnej w Chinach będzie bardzo niewielka. Czy zatem Pekin jeszcze raz ucieknie się do ekspansji pieniężnej, tak jak to było przede wszystkim w roku 2009 i następnie na mniejszą skalę w latach 2012 i 2016? Przy zadłużeniu w gospodarce (głównie prywatnym) przekraczającym 200% PKB wydawałoby się to nierozsądne i faktycznie wicepremier odpowiedzialny za politykę gospodarczą zarzeka się, że władze nie uciekną się do zalania gospodarki pieniądzem. Jeśli faktycznie tak się nie stanie, dalsze spowolnienie wydaje się nieuchronne. Pozostaje pytanie, jak długo władze będą cierpliwe widząc systematycznie pogarszające się dane, które można uznać za nieco bardziej reprezentatywne, takie jak choćby opublikowany dziś PMI dla sektora usług, który odnotował spadek do 51,1 pkt., indeksu, który nigdy w swojej 7-letniej historii nie spadł poniżej 50 pkt.
Poniedziałek przyniósł tymczasem wyraźne umocnienie dolara, które w mniejszym stopniu kontynuowane jest też dziś rano. Pomimo mieszanych danych z USA (szczególnie spadek indeksu ISM w piątek) rynek po ostatnich wystąpieniach szefa Fed w Kongresie zaczął znów poważnie spekulować o jeszcze jednej podwyżce stóp procentowych. To przekłada się na wzrost rentowności, mocniejszego dolara oraz spadek cen kruszców. W tym kontekście absolutnie kluczowe będą piątkowe dane z rynku pracy, ale ważny będzie także dzisiejszy raport ISM dla sektora usług. Dane te poznamy o godzinie 16:00. O godzinie 8:30 euro kosztuje 4,3040 złotego, dolar 3,8025 złotego, frank 3,8014 złotego, zaś funt 5,0021 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis