W pewnym sensie zaskoczenia nie ma, co sprawia, że i reakcja rynków jest umiarkowana. Chińczycy nie mieli zbytnio powodu do tego, aby odrzucić propozycję Amerykanów, gdyż wszystko i tak jest policzone na to… aby kupić sobie czas. A to co mamy teraz jest w pewnym sensie obietnicą zamrożenia konfliktu na nadchodzący rok. Padły deklaracje o tym, że nie będą nakładane kolejne cła, a dodatkowo udało się uzyskać częściowe obniżenie tych już istniejących, chociaż w niewielkiej skali (o połowę dla produktów wartych 120 mld USD). Poza tym mamy masę tak naprawdę „pustych” obietnic, jak chociażby zwiększenie importu towarów z USA do 200 mld USD w ciągu dwóch lat, w tym 80 mld USD na produkty rolne, czy też zapewnienie o działaniach na rzecz ochrony własności intelektualnej, przeciwdziałaniu transferu technologii, rezygnacji z manipulowania walutą, zapowiedzi otwarcia rynku finansowego dla zagranicznych podmiotów i można by tu jeszcze wymieniać… Czy to sarkazm z mojej strony? Tak, gdyż nie znamy szczegółów umowy, a deklaracja Trumpa, aby szybko przystąpić do negocjacji „drugiej fazy” porozumienia, zdaje się sugerować, że szereg wrażliwych kwestii znajdzie się właśnie tam.
Obecnie liczy się to, że mamy jakiś rozejm, a dalsze kwestie zeszły na tak zwane „potem”. Rynek wróci do tego po Nowym Roku i wtedy zacznie się zastanawiać nad tym, ile z tego, co zostało zapowiedziane jest rzeczywiście prawdą. Osobiście jestem ciekaw, czy USA uda się wpisać do umowy tzw. mechanizm kontroli wypełniania zobowiązań, co pozwoliłoby uściślić, kiedy Biały Dom mógłby zerwać deal. Wątpię, aby Chińczycy na to się zgodzili. Pekin dobrze wie, że Trump nie zaryzykuje „eskalacji” w roku wyborczym, a to co wydarzy się po listopadzie 2020 r. to już zupełnie inna sprawa. Sondaże polityczne staną się jednym z głównych czynników wpływających na rynkowy sentyment w nadchodzących miesiącach.
Marek Rogalski – główny analityk walutowy DM BOŚ
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis