Panika, ale nie na walutach

foto: pixabay

Ostatnia doba była bardzo trudna dla inwestorów na rynku akcji. Spadek kontraktu terminowego S&P 500 od wczorajszego południa wyniósł niespełna 5 proc. To niezwykle dużo, biorąc pod uwagę instrument symulujący zachowanie się głównego światowego parkietu. Silne spadki są i były obserwowane także w Azji oraz w Europie.

Trudno dokładnie wskazać powód spadków, ale należy się chyba zgodzić, że wyceny na niektórych parkietach są stosunkowo wysokie, a jednocześnie Rezerwa Federalna zacieśnia politykę pieniężną. Rentowności obligacji skarbowych praktycznie na całej krzywej dochodowości osiągały ostatnio wieloletnie szczyty. Z jednej strony tradycyjnie stanowi to konkurencję dla rynku akcji, a z drugiej powoduje, że koszty finansowania się dla przedsiębiorstw rosną, a więc profil przyszłych zysków może być mniej atrakcyjny, niż się tego obecnie oczekuje. Do tego dochodzą oczywiście kwestie związane z wojną handlową, niższe prognozy gospodarcze przedstawione przez MFW oraz ogólnie słaby sentyment na rynkach wschodzących. Dlaczego jednak w czasie spadków na rynkach akcji z ostatnich godzin nie mamy do czynienia z jednoczesnym silnym wzmocnieniem się jena, dolara czy franka oraz osłabieniem walut rynków wschodzących?

Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka oczywista, ale może wynikać z faktu, że silny spadek na giełdzie spowodował jednak lekkie obniżenie się rentowności i niewielką redukcję oczekiwań dotyczących przyszłych wzrostów stóp procentowych w USA. To zresztą wywołało presję na dolara i pozwoliło na wyjście „obronną ręką” również z problemów dla walut EM. Innym powodem może być informacja dla rynków, że amerykańska gospodarka nie jest tak silna, jak się wydawało i będzie konwergować do kondycji reszty świata. Stąd zachęty (rynek akcji, rynek obligacji) dla zagranicznego kapitału będą relatywnie mniejsze niż wcześniej się spodziewano. Teraz jednak pojawia się kolejne pytanie. Czy takie optymistyczne postrzeganie walut rynków wschodzących się utrzyma?

Wydaje się, że raczej nie. Silny wzrost awersji do ryzyka (np. kontynuacja spadków, panika na świecie itp.) raczej nie będzie powodować, że waluty EM staną się bezpieczną przystanią. To frank, dolar czy jen powinny korzystać z powrotu kapitału do macierzystych krajów, nawet gdyby USA miały również zaliczyć głębsze spowolnienie koniunktury. Na tę chwilę ostatnia reakcja wydaje się być krótkotrwałym zaburzeniem, które raczej nie będzie kontynuowane.

Warto także odnieść się na chwilę do wypowiedzi prezydenta Trumpa, że Fed oszalał, zacieśniając politykę pieniężną i jest to główny powód spadków na giełdach. Rynek raczej nie odbiera tego jako zamachu na niezależność Rezerwy Federalnej, a jako element kampanii przed wyborami do Kongresu, zaplanowanymi na 6 listopada. Niezależność Fedu (na tyle, na ile jest to oczywiście możliwe w każdym kraju) nie powinna być kwestionowana i FOMC prawdopodobnie zignoruje stricte politycznie motywowane wypowiedzi, w które chyba nie wierzy nawet ich autor.

TURECKA NADWYŻKA

Pewną ciekawostką z rynków wschodzących były doniesienia tureckiego banku centralnego, dotyczące nadwyżki na rachunku obrotów bieżących. W sierpniu wyniosła ona ponad 2,5 mld dolarów, co było najwyższym wynikiem przynajmniej od 20 lat. Czy to oznacza, że osłabienie liry spowodowało nagły wzrost konkurencyjności tureckiej gospodarki?

Niestety nie. Szczegółowe dane w bilansie płatniczym pokazują, że to przede wszystkim załamanie importu (ponad 20 proc. w porównaniu z sierpniem 2017 r.) spowodowało silną poprawę bilansu handlowego. Niewiele brakowało, a import byłby najniższy od prawie 8 lat. Eksport również się obniżył, ale znacznie mniej, bo ok. 8 proc. Dane pokazują, że gospodarka bardzo poważnie hamuje, a nie, że szczególnie korzysta ze spadku liry. Jednoznacznie pozytywnie można odebrać natomiast poprawę bilansu usług, gdzie rośnie nadwyżka (dzięki wyższym wpływom z turystyki). Ogólnie więc dane są znacznie mniej pozytywne, niż wynika to z nagłówkowych informacji, a dodatkowo miesiące letnie dla Turcji zwykle charakteryzują się lepszym bilansem rachunku bieżącego niż pozostała część roku.

STABILIZACJA NA ZŁOTYM

Krajowa waluta pozostaje stabilna. Tym razem złoty nie jest wyjątkowy. Większość walut EM nie traci na wartości, a część zyskuje. Nawet poturbowana ostatnio turecka lira czy hinduska rupia wzmacniają się do dolara. Ta dość zaskakująca reakcja wynika przede wszystkim z osłabienia się dolara (szczegóły w poprzednich akapitach). Wydaje się jednak, że utrzymanie się panicznych nastrojów na giełdach w pewnym momencie wymusi również silne osłabienie się walut EM.

Dla złotego ważne nadal będą sygnały z rynku amerykańskich akcji. Kontynuacja wyprzedaży, mimo że obecnie nie spowodowała presji na PLN, raczej będzie negatywnie działać na złotego. Ten negatywny wpływ może osłabiać presja na dolara, ale hipotetyczne załamanie się kondycji na rynku akcji za oceanem w dłuższej perspektywie będzie raczej szkodzić niż pomagać złotemu, zwłaszcza że gorsza koniunktura w USA może szybko przełożyć się na dalsze pogorszenie się perspektyw wzrostu PKB w pozostałych regionach świata.

Marcin Lipka – Cinkciarz.pl

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.