Rok wyborczy to często okres luzowania polityki gospodarczej, nie tylko w Polsce. W Polsce jednak tym razem impuls fiskalny będzie szczególnie wyraźny. Naszym zdaniem oznacza to, że w całym roku wzrost przekroczy prognozę budżetową, zaś szczyt wzrostu konsumpcji jest dopiero przed nami. Jednak odbędzie się to za cenę zwiększenia strukturalnego deficytu polskiej gospodarki.
W ostatnich dniach poznaliśmy nowe założenia programowe partii rządzącej. Naturalnie budzą one wiele emocji, szczególnie, iż w tym roku czekają nas zarówno wybory do Parlamentu Europejskiego, jak i wybory do polskiego Parlamentu jesienią. Skupmy się jednak na możliwym wpływie tych zmian na parametry makroekonomiczne, szczególnie wzrost gospodarczy, deficyt sektora finansów publicznych oraz kurs walutowy. Bardzo istotne zmiany zajdą już w tym roku. Jeśli obietnice zostaną zrealizowane, czeka nas ekspansja fiskalna rzędu 17 miliardów złotych, a zatem nieco ponad 1% PKB. Przyjmie ona postać dodatkowej wypłaty dla emerytów w maju i rozszerzenia świadczenia 500+ od trzeciego kwartału. Nie oznacza to jednak, że o tyle też wyższy będzie wzrost gospodarczy. Ponieważ pieniądze zostaną bezpośrednio przekazane konsumentom, ich wzrost spożycia będzie wypadkową zaoszczędzonego odsetka tej dodatkowej sumy. Ponadto, wzrost konsumpcji również nie przełoży się w pełni na wzrost gospodarczy, ponieważ wyższa konsumpcja częściowo zasili wzrost importu. Tym niemniej wzrost powinien być wyższy od pierwotnie przez nas zakładanego o 0,4-0,5% w tym roku i ok. 0,4% w roku przyszłym, a zatem w tym roku wzrost mógłby zbliżyć się do 4%. Jest to oczywiście mniej niż w roku ubiegłym, ale utrzymanie wysokiego wzrosty konsumpcji przy niższej dynamice eksportu i nakładów inwestycyjnych oznacza, iż tempo spowolnienia gospodarczego będzie mniejsze.
Oczywiście wszystko ma swoją cenę i tą jest wzrost deficytu finansów publicznych. W roku ubiegłym ten deficyt był dużo niższy od zakładanego dzięki wysokiemu wzrostowi PKB, a przede wszystkim dzięki składkom rejestrowanych pracowników z zagranicy. Na ten rok założony został deficyt rzędu 1,7% PKB, zmiany oznaczają jego zwiększenie, ale zapewne ostatecznie nie będzie on wyższy niż 2,5% PKB (oczekiwalibyśmy raczej nieznacznie powyżej 2%). Przy wzroście gospodarczym w okolicach 4% i inflacji na poziomie celu NBP taki deficyt nie prowadzi jeszcze do wzrostu długu w relacji do PKB. Problem może jednak pojawić się w kolejnych latach jeśli tempo wzrostu gospodarczego obniży się w okolice 3%, szczególnie, że napływ pracowników z zagranicy jest dość nieprzewidywalną zmienną.
Wpływ zmian na kurs złotego oceniamy umiarkowanie negatywnie. Z jednej strony, wyższy wzrost i nieco wyższa inflacja w zasadzie wykluczają obniżki stóp procentowych. Jednak RPP pomimo impulsu fiskalnego będzie niechętna ich podniesieniu, więc z tego tytułu złoty raczej nie skorzysta. Niekorzystny jest natomiast aspekt pogorszenia deficytu strukturalnego, co z pewnością odnotują agencje ratingowe. Nie spodziewamy się, aby złoty miał w najbliższym czasie tracić, ale trudniej będzie mu zniwelować obecne niedowartościowanie.
Dziś na rynkach zapowiada się bardzo intensywny dzień. Przede wszystkim oczy inwestorów zwrócone będą na prezesa Fed, który o 15:45 zacznie przemawiać w Kongresie. Rynki oczekiwać będą szczegółów dotyczących wygaszenia programu redukcji bilansu banku centralnego. W USA poznamy także szereg publikacji makroekonomicznych, w tym sprzedaż domów (14:30) oraz nastroje konsumentów (16:00). O 9:20 euro kosztuje 4,3363 złotego, dolar 3,8191 złotego, frank 3,8179 złotego, zaś funt 5,0255 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis