Jedną z konsekwencji pandemii jest załamanie się światowych giełd. Panikę na giełdzie łatwo zauważyć, gdy ceny akcji spółek gwałtownie spadają. Właściciele akcji wyprzedają je jak najszybciej – co sprawia, że w kolejnych dniach ich ceny są jeszcze niższe. Ilustrują to wykresy cen akcji, które lecą dramatycznie w dół – bez korekty następnego dnia. Trudniej jednak przewidzieć lub zauważyć poprawę sytuacji na giełdzie. Ekonomiści lubią przewidywać trendy, a politycy szukają symptomów stabilizacji, by uspokoić opinię publiczną. Tym przewidywaniom nie można jednak do końca wierzyć.
– Przedstawiciele naszego rządu już parę tygodni temu przedstawiali analizy, ukazujące stabilizację na giełdach. Wtedy sytuacja miała zacząć się poprawiać, ale od tego czasu giełdy na całym świecie straciły od 25 do 30% wartości – powiedział serwisowi eNewsroom profesor Witold Orłowski, ekonomista. – Ten przykład pokazuje, że nie należy opierać się na krótkookresowych, technicznych wskaźnikach. Przede wszystkim trzeba śledzić informacje epidemiologiczne. Jeśli epidemia zacznie wygasać – czyli widać będzie wypłaszczenie liczby zachorowań i ich późniejszy spadek – rynki finansowe zareagują na to szybką odbudową. Oczywiście zależną od tego, na ile głęboka będzie wcześniejsza zapaść. Natomiast jeśli cały czas będziemy mieli do czynienia ze złymi wiadomościami z realnej gospodarki, to nawet jeśli na rynkach finansowych nastąpi pewna stabilizacja, to będzie ona tylko czasowa – ostrzega Orłowski.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis