Wprawdzie bezgraniczna wiara rynków w banki centralne została w marcu poważnie zachwiana, ale najwyraźniej trwało to tylko chwilę. Czwartkowa sesja została rozpoczęta w Europie na wyraźnych minusach po niezwykle silnym odbiciu w ciągu dwóch poprzednich dni. W niekorzystnym otoczeniu od początku dobrze radziła sobie GPW, która we wzrostach w tym tygodniu partycypowała w bardzo ograniczonym stopniu. Pomimo trwającego aż do popołudnia zawahania giełd przez cały czas spadały rentowności obligacji włoskich i greckich, co jasno sugerowało, że głównym rozdającym karty na rynku długu jest EBC. Kluczowym punktem dnia, zgodnie z oczekiwaniami, okazały się dane z amerykańskiego rynku pracy. Liczba nowych wniosków o zasiłek wzrosła w ciągu tygodnia o rekordowe 3,3 mln, poniżej najbardziej pesymistycznych prognoz, ale znacznie powyżej konsensusu. Wywołało to bardzo krótkotrwałą negatywną reakcję, po której została uruchomiona olbrzymia fala zakupów, gdy do EBC w interwencjach dołączył Fed. Finalnie główne rynki europejskie zamykały się od 0,7% (Włochy) do 2,5% (Francja) wyżej. WIG20 wzrósł o 3,5%, mWIG40 o 1,0%, a sWIG80 o 0,8%.
Było to zaledwie preludium do wydarzeń na Wall Street. S&P500 zyskało 6,2%, zamykając się na dziennych maksimach, ponownie jeszcze silniej (6,4%) rósł Dow Jones, nie mając właściwie żadnych pozytywnych danych do zdyskontowania i opierając się prawdopodobnie wyłącznie na wymykającej się nawet standardom ostatnich dni aktywności banku centralnego. Surrealizm całej sytuacji, poza danymi z rynku pracy, podkreśla to, że z liczbą 85991 zarażonych Stany Zjednoczone stały się wczoraj największym epicentrum pandemii koronawirusa na świecie, wyprzedzając za jednym zamachem Włochy i Chiny (nawet pomimo tego, że dane z Półwyspu Apenińskiego były najgorsze od pięciu dni i sugerują, że nadzieje na wygaśnięcie epidemii mogły być przedwczesne). Globalna liczba potwierdzonych przypadków przekroczyła pół miliona, a tempo wzrostu sugeruje, że podwojenie tej liczby nie powinno zająć dużo więcej niż tydzień. Intuicja sugerowałaby, że nie jest to najlepszy dzień, by po wzroście o 20% od dołków giełda amerykańska z formalnego, technicznego punktu widzenia rozpoczynała kolejną hossę, ale to przede wszystkim świadectwo z jak niezwykłym otoczeniem rynkowym mamy obecnie do czynienia.
W Azji o 3,9% wzrosło najsilniej skorelowane z Nowym Jorkiem Nikkei, ale zwyżki na pozostałych indeksach wyglądają skromnie. Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy są na wyraźnych minusach. W absencji istotnych danych wyczekiwanie na przegłosowanie amerykańskiego stymulusu fiskalnego przez Kongres może być pretekstem do ruchu giełd w górę po otwarciu rynku kasowego, choć koniec tygodnia, szczególnie po tak silnych wzrostach, może wygenerować dziś falę podaży. Niezależnie od tego, co będzie działo się dzisiaj, bardzo silne wczorajsze osłabienie dolara sugeruje, że najgorszą fazę przeceny mamy za sobą, a Rezerwa Federalna, która każdego dnia zalewa system finansowy nową płynnością, zdołała rozwiązać problem niedoborów amerykańskiej waluty na świecie. Świadomość tego, że punkt krytyczny epidemii w USA nastąpi dopiero w kwietniu, a recesja się rozpoczyna i nie ma pewności, jak długo będzie trwała, może hamować odbicie w przyszłym tygodniu. Z drugiej strony, skala działań Fed w samym tym tygodniu odpowiada pierwszemu QE w 2009 roku, a tym razem Rezerwa Federalna ma u swojego boku EBC i innych towarzyszy. Zdrowy rozsądek może okazać się złym doradcą w prognozowaniu dalszego zachowania głównych klas aktywów i kto wie, czy nim oficjalne dane nie pokażą wzrostu PKB nie będziemy mówić o kolejnych bańkach.
Kamil Cisowski
Dyrektor Analiz i Doradztwa Inwestycyjnego
Dom Inwestycyjny Xelion sp. z o.o.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis