PGNiG oficjalnie wypowiedziało długoterminowy kontrakt jamalski, na mocy którego kupujemy gaz od rosyjskiego Gazpromu. Polska strona nie była zadowolona z kontraktu, gdyż zaczęła na nim tracić. Kontrakt z Gazpromem miał bowiem narzuconą przez Rosjan formułę take-or-pay – według której byliśmy zobowiązani kupić rocznie co najmniej 8,7 miliardów m3 gazu. Kupowanie takiej ilości gazu od jednego dostawcy sprawiało, że za gaz od Gazpromu solidnie przepłacaliśmy. Nie pozwalało to także zdywersyfikować dostaw, co pozwoliłoby Polsce na niezależność w zakresie pozyskiwania paliw. Dlatego PGNiG podjął decyzję o wypowiedzeniu umowy z Gazpromem. Nie oznacza to, że szybko przestaniemy używać rosyjskiego gazu – umowa zakończy się dopiero w 2022 roku. Już teraz jednak trwa dyskusja, czy bez rosyjskiego gazu uda nam się zaspokoić potrzeby na to paliwo.
– We wszelkich dyskusjach o tym, czy po wypowiedzeniu długoterminowej umowy z Rosją poradzimy sobie z dostawami odpowiedniej ilości gazu – trzeba podkreślić, że aktualna sytuacja nie wyklucza kupienia gazu od Rosjan, gdybyśmy go potrzebowali – powiedział serwisowi eNewsroom Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. – Wykluczenie przymusowego zakupu gazu i zagwarantowanie sobie możliwości negocjacji dostaw, również z Rosji, jest dla nas w tej chwili dobrym posunięciem. Faktycznie, nie mamy wielu zewnętrznych dostawców. Oprócz Rosji, nasze główne źródło gazu to dostawy morskie, realizowane przez Gazoport w Świnoujściu. One nie są jednak wystarczające dla pokrycia potrzeb całego kraju. Jednak w przyszłości będziemy zapewne korzystać ze źródeł norweskich i kupować gaz od Niemiec. To powinno ustabilizować naszą sytuację gazową. Również dostawy z Rosji będą się odbywać na lepszych warunkach. Bez kontraktu wiszącego nad naszą głową będziemy mieć lepszą możliwość negocjowania cen – podkreśla Soroczyński.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis