Na samym początku pandemii branża gastronomiczna mocno ucierpiała. Trudno było zadbać o klienta, ponieważ brakowało odpowiednich wytycznych z sanepidu albo były one bardzo niejasne. Środki ochrony były zaś bardzo trudno dostępne – brakowało maseczek i środków do dezynfekcji. Zapasowe partie takich preparatów kończyły się po miesiącu. Zabezpieczenie dotyczyło nie tylko konsumentów, ale i pracowników. Obsługujący klientów chcieli czuć się bezpiecznie, a pracodawcy zapewnić im komfort pracy. Środki ochronne były więc zdobywane różnymi, także prywatnymi kanałami od dostawców. Dziś każda firma może być już pod tym względem dobrze przygotowana, a potrzebnego asortymentu jest pod dostatkiem. Dotyczy to także samego działania lokali.
– Przy wejściu do dyspozycji są środki do dezynfekcji rąk, nadal obowiązują zwiększone odległości między stolikami oraz noszenie maseczek, które mogą być zdejmowana dopiero podczas konsumpcji – powiedział serwisowi eNewsroom Krzysztof Kołaszewski, członek zarządu Bobby Burger. – Lokale zachęcają swoich klientów do siadania w ogródkach oraz korzystania z kanału delivery – czyli ofert z dostawą. Niestety od początku zdarzali się klienci, którzy ignorowali obowiązek zakrywania ust i nosa. Kiedy liczba zakażeń zaczęła wzrastać, ludzie zaczęli zdecydowanie chętniej nosić maseczki. Nadal jednak pojawiają się pewne problemy z niektórymi klientami, jak i brak dyscypliny wśród pracowników. Nie zawsze są oni w stanie w czasie pracy wyegzekwować u gości zastosowanie się do obwiązujących przepisów – wyjaśnia Kołaszewski.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis