W październiku inflacja w Polsce wyniosła blisko 7 procent i była największa od ponad 20 lat. Inflacja w dużej mierze jest napędzana drastycznym, wielowątkowym wzrostem kosztów wytwarzania. Zazwyczaj mówi się tu o surowcach – zwłaszcza energetycznych, ale do tego dochodzą woda, gospodarka odpadami, ceny pracy, koszty dopasowania się do pandemii, nowe daniny, wyższe daniny już istniejące, wzrost powinności i wymogów formalnoprawnych przy prowadzeniu działalności gospodarczej. Ponadto część obserwatorów rynku wskazuje, że osłabiająca się złotówka może mieć wpływ na wzrost inflacji w Polsce.
– Obecnie inflacja pędzi do góry i bardzo trudno powiedzieć, kiedy to się skończy. Niedawne prognozy mówiły o tym, że na początku przyszłego roku otrzemy się o próg między 7,5%, a 8% i miał to być szczyt wzrostu inflacji. Mamy świadomość, że to nie jest jeszcze koniec – a dalszy wzrost inflacji jest jeszcze przed nami. Może się okazać, że sprawdzą się alarmistyczne prognozy i na początku I kw. 2022 roku otrzemy się o 10% inflację – powiedział serwisowi eNewsroom Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. – Jeżeli chodzi o ceny, to inflacja jest bardzo istotnie podbijana spadkiem kursu złotego. Proszę zauważyć, że obecny kurs jest absolutnie nieadekwatny do tego, co dziej się w naszej gospodarce. Polska przeżywa wzrost gospodarczy – wyraźnie wyższy niż nasi główni partnerzy. W zeszłym roku sytuacja była podobna, z tym że mieliśmy znacznie płytszą recesję. Z tego powodu złoty powinien być 2-3% mocniejszy niż rok temu – tymczasem kurs złotego do euro jest o kilka procent słabszy niż przed rokiem. Robi to gigantyczną różnicę w imporcie zaopatrzeniowym – ale także w imporcie, który jest nam potrzebny do życia. Polska to gospodarka otwarta, wyspecjalizowana w produkcji części dóbr – nasz eksport do PKB wynosi 50%, ale import osiąga podobne wartości. To właśnie dlatego drożyzna spędza nam wszystkim sen z powiek i szkodzi całej gospodarce – ocenia Soroczyński.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis