Czy można ufać indeksom PMI?

foto: pixabay

Indeksy PMI to rynkowy hit ostatnich lat. Jako jedne z pierwszych pokazują tendencje w gospodarkach i na ogół robią to bardzo celnie. Dlatego inwestorzy euforycznie zareagowali na mocne wzrosty tych indeksów w czerwcu. Czy jednak ta wiara nie jest ślepa?

Wstępne czerwcowe indeksy PMI odnotowały drugi kolejny mocny wzrost z historycznie niskich wartości w kwietniu. W przypadku Francji w obydwu sektorach (przemysł i usługi) indeksy wzrosły powyżej bariery 50 pkt., oddzielającej teoretycznie wzrost od kurczenia się gospodarki, w Niemczech i USA znalazły się niewiele poniżej tej bariery. To oczywiście dobra informacja – spadek tych indeksów, czy tylko niewielki ich wzrost byłby katastrofą. Moim zdaniem jednak, oczekiwania ekonomistów były po prostu niewytłumaczalnie niskie, a same indeksy mogą niewiele nam mówić. Dlaczego? Indeksy PMI bazują na pytaniach, na które dyrektorzy firm odpowiadają „lepiej”, „gorzej” lub „bez zmian”. W momencie gdy zmiany w gospodarce zachodzą stopniowo, nawet niewielkie przesunięcie w rozkładzie odpowiedzi może sygnalizować zmianę koniunktury i indeksy dowiodły swojej skuteczności stanowiąc zawczasu dobry prognostyk dynamiki PKB. Jednak ostatnie miesiące pod każdym względem są wyjątkowe. Zmiany w gospodarkach wymuszane były decyzjami administracyjnymi i miały zerojedynkowy charakter. W czerwcu zarówno w Europie, jak i USA, restrykcje administracyjne były luzowane. Warto zauważyć, że poziom restrykcji we Francji był wyższy niż w Niemczech i USA, dlatego ich zniesienie spotkało się z powszechną oceną, że sytuacja zmieniła się na plus i dlatego to właśnie francuskie indeksy PMI wypadły najlepiej. Nie wiemy jednak o ile jest lepiej, a już na pewno nie możemy powiedzieć, że sytuacja we Francji jest lepsza niż w innych krajach. Równie dobrze może to być bardzo niewielka, lecz powszechna poprawa. Żeby było jasne – sytuacja gospodarcza poprawia się, a dane o wydatkach konsumentów (zarówno na kartach, jak i w raportach statystycznych) są lepsze, niż można było oczekiwać. Są zatem powody do ostrożnego optymizmu, ale niestety indeksy PMI mogły część rynku zwieść.

Efekt na rynku walut to dalsze osłabienie dolara, które w tym tygodniu przebiega skokowo. Tak naprawdę zarówno w przypadku dolara, jak i giełd, kluczowe będzie to, czy dane epidemiologiczne pogorszą się na tyle, aby jeszcze wystraszyć inwestorów. Z pewnością nie są one dobre – w USA wczoraj odnotowano aż 36 tys. nowych przypadków, ogniska pojawiają się też w krajach gdzie uznano już, że koronawirus został opanowany. Na razie jednak rynki nie przejmują się tym problemem. Podobnie było jednak w lutym i choć teraz globalny lockdown wydaje się niemożliwością, dalsze pogorszenie sytuacji wymusiłoby przywrócenie części ograniczeń.

Dziś w kalendarzu mamy indeks Ifo w Niemczech (10:00), dane o zapasach paliw w USA (16:30) oraz wystąpienia członków Fed: Evansa (18:30) i Bullarda (21:00). Złoty dziś rano notowany jest stabilnie. O 8:35 euro kosztuje 4,4509 złotego, dolar 3,9340  złotego, frank 4,1668 złotego, zaś funt 4,9196 złotego.

dr Przemysław Kwiecień CFA
Główny Ekonomista XTB
przemyslaw.kwiecien@xtb.pl

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.